Wrocław nie jest szczytem moich marzeń, tak samo jak Kraków.
Jednak po ostatnim roku spędzonym w miasteczku uzdrowiskowym jedną nogą, a
drugą na totalnej wsi , Wrocław wydał mi się bardzo egzotyczny. Szum, gwar,
zapach jarmarku , który jest dokładnie taki sam w każdym mieście organizującym
jarmark, bo zdominowany przez oscypki , kiełbasę, cebulę, paprykę z grilla z
unoszące się w okół i przemieszane z gwarą winiarzy, piwoszy i pijaków. Raz, dwa razy w roku mogę się
poświęcić i pobyć w tłumie ale niekoniecznie częściej.
Będąc we Wrocławiu odezwały się we mnie instynkty
Krakusa-dzikusa. Chodzić uliczkami, alejkami , tunelami – tymi mnniej
uczęszczanymi . W takich miejscach znajduję swoje ulubione kawiarnie. I tak też
było tym razem. Ścisłe centrum jest dla mnie zbyt ścisłe,a ponieważ miałam
przewodniczkę po knajpkach to był czas żeby się rozejrzeć .
Bardzo , bardzo utkwiło mi w pamięci Central Cafe. To
knajpka najbliższa ideału w moich wymaganiach : miejsce z duszą, na uboczu,
fajnym menu i bez ekstrawagancji.
Pan Cakes z boczkiem i syropem klonowym ;) - pycha
W takie miejsca chodzą na lunche bohaterowie filmów
, gdzie od wejścia zamiast „Dzień dobry” jest „to co zwykle?”. I to jest
super. Wieczorami zaś po pracy lub po
kolejnej kryminalnej zagadce idą do miejscowego baru gdzie nikt nie pyta o nic
tylko po udręce na twarzy widać że „ whiskey na koszt firmy "
Do Wrocławia jechałam służbowo ale nie bardzo oficjalnie , a
już absolutnie nie po to z czym wróciłam.
Konkurs na „Dolnośląski Smak” wyskoczył tak nagle,że zdążyłam mu
poświecić więcej niż dwie godziny, a i tak okazał się bardzo szczęśliwy.
Wystartowaliśmy w kategorii Wypieki, więc pierwsze co mi
przyszło do głowy to „ nie może być normalnie” więc i sernik był nienormalny ,
nazwa brzmiała strasznie ale rezultat był na 6+ .
Może za rok też wystartujemy?
Ukłony
Katarzyna S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za dodanie komentarza. Trafił on do sprawdzenia. Pojawi się na blogu niezwłocznie :)