Jesień
!
Wielokrotnie
i w kółko mogę recytować to jak mantrę, przez sen, przez cały dzień, do siebie,
do kogoś , w eter, że uwielbiam jesień. Rozkwitam rokrocznie w październiku, a tegoroczny
jest wyjątkowo urokliwy. Mam wenę, mam siłę , mam chęci. W lecie gdyby nie
praca i środek sezonu gastro pewnie uciekłabym do namiotu z koca w wyrku i nie wychodziła
okopana po pachy w książkach.
Na
jesień więcej mi się chce, jestem spokojniejsza i bardziej cierpliwa. Więcej
czasu poświęcam rodzinie i nauce. Problemy samoistnie idą sobie gdzieś tam i
czekają pewnie na kolejny sezon turystyczny ale do tego czasu jeszcze trochę,
więc sypiam spokojnie.
W
październiku odzywa mi się sentyment do piosenki Niemena „Wspomnienie” oraz
książek, które porzuciłam dawno temu pędząc gdzieś nie wiem gdzie. Mam ochotę
pisać długie listy i iść do skrzynki pocztowej, żeby je posłać. Ale poza symbolicznymi
kartkami pocztowymi na święta, życzeniami wszystkiego i niczego nie ma komu
pisać pięknych pachnących listów. Wszystko dzieje się już teraz natychmiast,
bez tego tchnienia i oczekiwań. Takie czasy. Znaczy chyba takie czasy…
Ale
pomijając moją niespełnioną listową fantazję zostają mi jeszcze zdjęcia w
których cykanie wciągam swojego syna. Dzieci widzą wszystko inaczej. Piękniej
rozumieją świat. Tak prosto i spontanicznie. Mijając niektóre kamyki i
paprotki, które sfotografował mały M. było mi trochę wstyd, że nie dostrzegłam
tego piękna, które on pojął przechodząc obok czegoś dla mnie tak zwykłego. I tu
tkwi sens dla mnie wszystkiego.
W istocie pojęć tak różnych i dalekich od siebie. Super jest później montować te zdjęcia w „krateczki” i dostrzegać je jako całość a nie pojedyncze przebłyski.
W istocie pojęć tak różnych i dalekich od siebie. Super jest później montować te zdjęcia w „krateczki” i dostrzegać je jako całość a nie pojedyncze przebłyski.
Była
nawet w filmie „Holiday” taka cudna anegdota:
„Obcy
sobie kobieta i mężczyzna podchodzą do lady sklepowej : on prosi o spodnie od
piżamy, a ona o górę…patrzą na siebie i następuje „Zing” . No ok. „Zing” jest z bajki „Hotel
Transylwania” ale pasuje idealnie do kontekstu. W każdym razie, kiedy coś tworzy
całość i pasuje do siebie mimo różnic – jest spójne i urokliwe, jest jednością.
I to tak fajnie widać na wspólnych zdjęciach.
Na
zdjęciach pojawiają się babeczki i na nie właśnie podaję przepis. Mam nadzieję
, że sprawią wam tyle radości ile nam!
Pozdrawiamy!
K
i M.
Przepis na babeczki rodzinne:
Składniki suche:
250g
mąki
100
g cukru trzcinowego
1
cukier waniliowy
1
łyżeczka proszku do pieczenia
50g
zmielonych orzechów lub migdałów
Składniki mokre:
1
szkl mleka lub wody
½
szkl oleju
2 jajka,
1 żółtko
Wykonanie:
Do
dużej miski wsypujemy i mieszamy wszystkie suche składniki: mąkę, cukry, orzechy,
proszek do pieczenia.
Do
drugiej miski wsypujemy i mieszamy wszystkie mokre składniki: wodę, olej,
jajka.
Do
suchych składników wlewamy mokre, mieszamy krótko i najlepiej niech to robią
dzieci, bo im słabiej rozmieszane ciasto tym babeczki fajniejszą mają teksturę.
Wlewamy
w foremki do ¾ wysokości papilotki. Pieczemy 20 min w 200 st.
Można dekorować ulubionymi owocami, bakaliami!
Smacznego!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za dodanie komentarza. Trafił on do sprawdzenia. Pojawi się na blogu niezwłocznie :)