Rzodkiewka która przetrwała totalne rozrycie przez psa, połamane i przekopane słoneczniki, susza ponieważ nie było kiedy podlać, ścisk bo to jednak balkon,, braki w azocie. Wszystkie te problemy zarówno mechaniczne jak i chemiczne nie powstrzymały siły natury. Bez nawozów, czasem z plastrem i miodem (ale chyba dla poczucia spełnionego pielęgniarskiego obowiązku), wkurzona na psa i kota ratowałam wszystko - poza zjedzoną rzodkiewką ...
Myślę, że za miesiąc pojawią się dojrzałe kwiaty słoneczników i nagietków które już pokazały pączki. Mieszanka do wabienia motyli chyba ma za ciasno ale naprawimy ten błąd żeby mogła swobodnie kwitnąć :)
Kiedy patrzę na swój balkon wiem że przez ten miesiąc dopełniło się coś cudownego. Nie zaglądałam jeszcze do marchewki i pomidorów ale zostawię to na kolejnego posta , ponieważ te oporne roślinki wystrzeliły jak głupie i mają się nadzwyczaj dobrze. Jeszcze groszek cukrowy który również poszedł w górę... jest tego naprawdę sporo i gdyby nie moje "teraz już natychmiast dużo kwiatków" z całą pewnością byłoby mi prościej utrzymać tak dużą jak na moje możliwości uprawę. Jeśli ktoś ma jeszcze szansę to niech dokładnie planuje ogród, rabaty, donice. Moja metoda "na dziko" jest rajcująca ale stresuje :)
Uściski
K.